Na kawie we Lwowie
Patrycja Szewczak
„На каві”, „на каві” у Львові
Стрічаються люди чудові,
Стрічаються люди чудові
І дуже красиві також.
„На каві”, „на каві” у Львові
Час починає з любові,
Час починає з любові,
Навіть як сіється дощ…”
Зенко Филипчук
Lwów – bliskie sercom Polaków, największe miasto zachodniej Ukrainy i jedno z centrów kulturalnych kraju. Historyczne centrum Lwowa zostało wpisane na listę dziedzictwa narodowego UNESCO w 1998 roku, a to nie jedyna rzecz, którą warto tam zobaczyć. Lwów przyciąga swoim klimatem, wielokulturowością i …smakiem. Jest to nieco zadziwiające, ale Lwów ma swój smak. Przeczytałam kiedyś pewną myśl: „jeżeli miasto może mieć smak, to Lwów ma smak dobrej kawy”. Mimo, iż smakoszem kawy nie jestem, temat ten zaintrygował mnie na tyle, by zgłębić jego tajemnice.
Miłość mieszkańców Lwowa do kawy, jest miłością wielopokoleniową, o dość długiej tradycji. Wszystko zaczyna się od Jerzego Franciszka Kulczyckiego, dyplomaty, żołnierza Jana III Sobieskiego i tłumacza języka tureckiego. Postać ta budzi wiele sporów, zwłaszcza jeżeli chodzi o jego narodowość, gdyż do takich jak on większość przyznaje się chętnie. Dlatego ten temat pomińmy. Wracając do kawy, początek jej kariery jest zaskakujący. 12 września 1683 roku pod Wiedniem doszło do bitwy między wojskami polsko-austriacko-niemieckimi a armią Imperium Osmańskiego, znanej całemu światu jako odsiecz wiedeńska. W tejże bitwie Jerzy Kulczycki był dzielnym posłańcem oblężonego miasta. W podzięce za swoją bohaterską postawę otrzymał wiele worków kawy pozostawionej przez Turków. Początkowo Kulczycki sprzedawał kawę na ulicach Wiednia, nosząc dzbanki i kubki na przywiązanej desce. Jego napój niestety nie cieszył się powodzeniem, był zwyczajnie gorzki. Dopiero z czasem i ponoć przez przypadek zaczęto dodawać do kawy miód i mleko. W ten sposób powstała tzw. kawa po wiedeńsku, znana i lubiana na całym świecie. Ciesząc się popularnością wśród Wiedeńczyków Kulczycki postanowił założyć jedną z pierwszych kawiarni w Wiedniu „Pod Błękitną Butelką”, a potem kolejne. Nauczył pić kawę nie tylko mieszkańców Wiednia, ale i ludzi z innych krajów. Niewątpliwie ceremonia parzenia kawy była jego pasją. Zmarł młodo, bo w 1694 roku, mając zaledwie 54 lata. Jednak do dziś żyje w świadomości Europejczyków jako protoplasta tradycji parzenia kawy, jest też patronem wiedeńskich kawiarni, przypomina o nim pomnik zbudowany w 1885 roku na rogu ulic Kolschicky-Gasse 2 i Favoritentstraße 64.
Jako, że Kulczycki miał też korzenie lwowskie sprowadził „napój bogów” w rodzinne strony. W XVIII wieku zaczęły tam powstawać pierwsze kawiarnie, jako skutek działań Austriaków. Gdy w 1772 roku przejęli władzę w mieście na mocy ich zarządzenia rozebrano mury Niskiego Zamku. Zasypano fosy i usunięto wały biegnące wzdłuż współczesnego Prospektu Swobody i w taki sposób powstała promenada, gdzie zaczęły funkcjonować zaciszne pawilony i cukiernie, w jakich sprzedawano różne napoje – w tym także kawę. Wały Hetmańskie stały się ulubionym deptakiem Lwowian, zwłaszcza elity towarzyskiej, ludzi interesu, urzędników, aktorów i dziennikarzy. Popularny był także ogródek letni cukierni Wolfa. Od tego momentu kawa zaczęła swoją karierę we Lwowie.
Prawdziwe lwowskie kawiarnie pojawiły się nieco później, w 1829 r. W książce „Album Lwowski” Ignacego Komorowskiego czytamy: „Kawiarnia trochę lepszego gatunku była tylko jedna i mieściła się na Wałach. Okoliczne szynki są najczęściej brudne, latem puste a zimą przepełnione. Jadło mniej niż średnie, ale za to bardzo tanie. Cukierni było pięć na całe miasto, sklepów wiele i niektóre eleganckie, ale bez witryn na ulicach. Taniec był ulubioną rozrywką, tańczyło się w prywatnych domach, na publicznych balach, w tancbudach, redutach, piknikach, ogrodach i szynkach. Grano w karty, jak to zawsze i wszędzie, po domach prywatnych. Tak wyglądał Lwów w 1828 roku. Kto przyjeżdżał z pieniędzmi, ten bawił się dobrze. Kto bez nich, ten pokręciwszy się trochę, mógł pożyczyć na procent i zazwyczaj przypuszczał wszystko w ciągu miesiąca, aby z ostatnim srebrnym cwancygierem w kieszeni wrócić do domu”. Jedna z pierwszych lwowskich kawiarni nazywała się „Wiedeńska” i znajdowała się w samym sercu Lwowa. Inne znakomite kawiarnie tamtych czasów to Centralna, Europejska, Grand, Warszawa czy Szkocka. Dziś niestety nie ma już po nich śladu. Więcej o tych znakomitych lokalach możemy przeczytać w artykule Józefa Mayena „Gawędy o lwowskich kawiarniach”.[1]
We Lwowie kawiarnie można spotkać na każdym rogu. Kuszą one przeróżnymi smakami, zaskakującymi połączeniami, unikalnymi klimatami. Miłość Lwowa do kawy żyje i ma się dobrze. Co roku odbywa się tu prawdziwe święto kawy, a miasto zaprasza „Na kawę do Lwowa”. Każdy może tam nie tylko posmakować różnorodnych wariacji na temat kawy, ale także bardzo wiele dowiedzieć się o tradycjach i historii miasta. Jest to prawdziwy rarytas dla smakoszy, jak i zwykłych szarych ludzi. Czytając wiele artykułów na temat lwowskich kawiarni nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Lwów i kawa to jedność. Dzięki kawie można poznać prawdziwy klimat Lwowa, jest ona ważnym elementem dnia codziennego, nieodłączną częścią czasu relaksu i oddechu od przytłaczających spraw. Wszyscy gorąco zachęcają, by wybrać się na tournée po Lwowie, odwiedzić kilka kawiarni i samemu przekonać się czy tam kawa smakuje lepiej niż gdziekolwiek indziej. Mam nadzieję, że kiedyś sama się o tym przekonam i być może temu miastu uda się zarazić mnie miłością do klasycznej małej czarnej, czy też jej licznych odmian. A na koniec coś co mnie naprawdę zaintrygowało. Pomijając to, że naprawdę wiele się mówi, pisze i tworzy o lwowskich kawiarniach, przeglądając ofertę turystyczną tego miejsca trafiłam na niecodzienną atrakcję. Można wykupić wycieczkę „Kawa po Lwowsku” która przybliży nam historię sukcesu kawy w tym mieście, i być może ujawni kilka ciekawostek. W cenę wliczona jest wizyta w kawiarni „Sztuka”. Istnieje też możliwość degustacji za dodatkową opłatą. Niewątpliwie smakowita propozycja.
[1]Józef Mayen „Gawędy o lwowskich kawiarniach”, Instytut Lwowski, Warszawa 2002