Sylwia Źródłowska
![](http://ukrytaukraina.pl/wp-content/uploads/2020/12/obrazek-do-domu-na-wzgórzu-768x1024.jpg)
Hala odczuwała ten pogodny nastrój, tak bardzo dla niej nietypowy, przez cały tydzień. Zdawało się, że wypiła jakieś magiczne zioła, gdyż zupełnie zapomniała o swojej dziwnej miłości, którą obdarzyła dandysa w szarym garniturze, o swoim niepokoju i pogmatwanych snach. Patrzyła na świat ze spokojem, prawie codziennie schodziła wówczas na dół do gospodarstwa starca i godzinami rozmawiała tam z Mariją Jakiwną. Starca zaś widywała rzadko, bowiem wychodził on z domu rankiem i tylko wtedy mogła obserwować go ze swojej góry, jak idzie z kozami wzdłuż szmaragdowego wybrzeża. Kozy stąpały rytmicznym i przyjaznym krokiem, a za nimi powoli szedł wysoki, przystojny staruszek. Życie w domu na wzgórzu znowu stawało się proste, babcia uczyła się robić na drutach, a Hala snuła się po gospodarstwie. Czasami siadały razem na ganku i z zadziwieniem obserwowały, jak powoli gaśnie słońce za horyzontem: prawie nie rozmawiały ze sobą w takiej chwili, ponieważ paraliżowała je jedna i ta sama smutna muzyka dogasania. Niekiedy przychodziła do nich Marija Jakiwna i wtedy siedziały na ganku we trójkę: Marija Jakiwna opowiadała plotki z ulicy, a one znów milczały. Przestał też błądzić po górze dandys, zupełnie jakby rozczarował się zabitą deską w parkanie. Hala myślała wówczas o nim jak o odległym i nadzwyczaj dziwnym śnie. Mimo to śnił się dziewczynie również teraz: słyszała suche trzepotanie szarych skrzydeł i widziała, jak ptak leci do ich dworu. W takich chwilach czuła zarówno strach i radość, i sama nie mogła pojąć, czego tak naprawdę chce. W tamtym czasie zabrała się za historię i literaturę, przygotowując się do egzaminu do technikum, ale między stronami książek widziała jeden i ten sam obraz: wielkiego szarego ptaka w lakierowanych pantoflach, który leci w kierunku ich góry, patrzy z utęsknieniem swoimi nieprawdopodobnymi oczyma i krzyczy jak kruk, a może jak puchacz.
Cichy żal ogarnął dziewczynę, i właśnie ten niebieski i migoczący żal, niczym wrześniowe niebo, pobudzał ją i niepokoił. To właśnie on odrywał ją od podręczników i prowadził przed lustro. Patrzyła na siebie i znów widziała dwie dziewczyny: jedną szarą i uciemiężoną, pełną sterczących kolców – wiedzy zdobytej z podręczników, drugą – błękitną i niemal bajkową. Czasem, kiedy ból przepełniał ją na wskroś, te dwie dziewczyny w lustrze łączyły się w jedną; Hala głęboko wierzyła wówczas w babciną opowieść, a więc była jedną z tych zaczarowanych księżniczek, których piękno raczej odstrasza, aniżeli przyciąga. Jej dusza kuliła się na tę myśl i cichuteńko rozlegał się, daleki jak bicie dzwona, dźwięk. Mimowolnie czuła, jak przywierają do jej ucha szepczące usta Anatola, z których snuje się, niczym nić pleciona przez pająka, jego uwodzący głos.
Wracała do książek i ze zdziwieniem wpatrywała się w znajome, ba, nawet bliskie rysy, które wyzierały spomiędzy wersów: wciąż nie dawał jej spokoju. Pogodny nastrój rozpływał się, zupełnie jak chmurka na niebie podczas zachodu słońca, Hala zatrzymywała się naga i zawstydzona przed tymi oczyma, które niemalże ją pożerały. W nocy budziła się, bo całował ją tak jak tamtego wieczoru, i łapała się za spieczone usta. Ranka już się zagoiła, strup zasechł i odpadł, jednak czuła, że boli ją lewa pierś, jakby ktoś ścisnął ją żelaznymi palcami. Spotykała się z jego wzrokiem i, jak w prawdziwym życiu, nie mogła go znieść. Patrzyło na nią wielkie, czerwone, okrągłe, niby koło, oko babci – zimny pot ją zalewał, bo zdawało się, że wbrew swojej woli, jest w tej grze piłką, o którą walczy dwoje zawziętych graczy. Z nieznanego powodu Hala odnosiła wrażenie, że ten Szary i jej babcia znali się już wcześniej, gdy staruszka była jeszcze w jej postaci – on niezmienny i wieczny, a babcia już beznadziejnie stara. Hala nie mogła tego ścierpieć, rzucała książki i wychodziła na dwór. A że na dworze było pusto, to obchodziła tylko miejsca, w których się spotykali. Zatrzymywała się również obok zabitej dziury, odczuwając przy tym żal i niezdrową radość – taki nastrój wnuczki przeczuwała też staruszka. Wychodziła na ganek i przerywała samotność Hali. Ta aż czerwieniała ze złości – babcia mówiła do niej niby serdecznie, a dziewczyna pragnęła milczenia. Oprócz tego, czuła na sobie małe, okrągłe i szybkie oczy, które bez przerwy obserwowały każdy jej ruch, i wtedy zdawało się Hali, że chodzi jak koń w zaprzęgu: parę lejców i dwoje poganiaczy mając za swoimi plecami. Tak było za dnia, a wieczorem Hala pragnęła towarzystwa babci. Przynosiła do sypialni książkę: rozpoczynało się czytanie i rozmowy, nitka plotła się w starych dłoniach, a młode ręce przerzucały strony. Tam, za szczelnie zasłoniętymi firankami, wieczór gęsto nabierał niebieskich barw i obie odczuwały, że bezustannie spaceruje w tych barwach dandys w szarym garniturze i w lakierowanych pantoflach. Był cierpliwy i spokojny: spoglądał na zadymiony krajobraz i nawet się nim napawał. Siadał na skale i palił, rzucał w dół zapałki, gdyż za często gasł mu papieros, i zdążył polubić te nadzwyczajne, podobne do scenografii krajobrazy. Rozmyślał, zapominając, po co tu przyszedł, a gdy staruszka zasypiała przy swojej przędzy, cichutko skradał się do okna. Patrzył uporczywie i błagalnie przez szczelinę, która zawsze wyzierała spomiędzy firanek, i widział przed sobą cudowną, pogodną, niby wyciosaną z marmuru, twarz Hali. Napawał się jej urodą i aż o jęk przyprawiała go myśl o tym, jak bardzo była odległa i niedostępna. Dziewczyna jakby odczuwała ten wzrok, bladła coraz bardziej, cieszyła się, że jednak stoi jak zaczarowany pod oknem i jednocześnie przeganiała myśli o nim. Wiedziała, że przyjdzie jutro i pojutrze, a może właśnie to wypełniało ją takim spokojem i pewnością. Czasami rwała się w jej sercu jakaś nazbyt cienka żyłka i zajmowało się ono czerwonym ogniem: a co, jeśli znudzi go takie przychodzenie? Zagryzała wargi i z trudem próbowała rozwiązać palący problem: wyjście to utrata wolności, a pozostanie w domu – utrata miłości.
Dumnie zadzierała nosek i szła wolnym, zamaszystym krokiem posłać łóżko sobie i babci. Wiedziała, że śledzi ją niezłomne i płonące pożądaniem spojrzenie i stawała się jeszcze bardziej ponętna. On rozkoszował się tą jej śmieszną zarozumiałością, a babcia, widząc jej twarz w takim wydaniu (Hala budziła ją wówczas, aby przeszła do łóżka) bała się, czy nie przespała w tym krótkim czasie czegoś ważnego?