okiem Szymka

NIEBIESKO-ŻÓŁTY KRAJ – UKRAINA

Michał Szymko

 

Na początku to jest takie uczucie jakby świat robił sobie z Ciebie jaja. Serio. I później nic więcej nie chcesz, o nic nie pytasz i po prostu Cię zamuruje. Pierwszy raz na Ukrainie był taki, że chciało się krzyczeć- O, E, O, E!

 

Myślę, że to było przesądzone. Ta podróż. Musiałem tam pojechać. Na wschód jeżdżę po to, by uwolnić się od moich myśli, od tego czego tak kurczowo się trzymam. To tak, jakby zamknąć rozdział, przesunąć kartkę i żyć. Żyć inaczej. Wschód pozwala moim oczom widzieć inaczej. Wschód oddaje mi mnie. Jest w pewnym sensie moim szpitalem.

 

IMG_0497

Ale teraz zima. Mroźna zima. Siedzę na Bukowinie gdzieś pomiędzy Rumunią, Mołdawią i Ukrainą. Zasięg łapie mi mołdawski. Zupełnie nie wiem gdzie jestem. W sensie siedzę na dworcu w Czerniowcach, ale jest tu inny wymiar. Na myśl przychodzą mroczne opowieści o wilkach, duchach i zmorach. Moja podróż dobiega końca. Zaraz wsiądę w pociąg do Lwowa, konduktor da mi pościel, zasnę i obudzę się już w samym Lwowie. Tym Lwowie od którego wszystko się zaczęło. Stamtąd tylko chwilka, chwilunia i już- będę w domu. Będę w Polsce.

Przede mną toczy się walka o życie. Policjant z poczekalni wyrzuca ludzi. Robi losowanie. Zaczyna się wojna. Wojna na słowa. I od razu przypominam sobie moją polską wojnę. Bo przecież wszyscy mówili: ‚Oszalałeś, jedziesz teraz na Ukrainę?’, ‚Postradałeś rozum. Czemu Ukraina?’ I takim sposobem kupiłem bilety z Warszawy do Rzeszowa za 6zł, Rzeszów-Przemyśl coś koło 5zł, Przemyśl- Medyka (granica) 2zł, przejście piesze przez granicę i stamtąd prosto już marszrutka do Lwowa za jakieś 8zł. Nie więcej. Rachunek wychodzi 21zł. W przeliczeniu to dwa piwa w Pawilonach w Wawie.

IMG_0002

IMG_0006

No właśnie. I dojechałem do Lwowa. Dworzec. Pełno tu ludzi. Spacerują z wózkami. Drudzy chodzą w dresach, a jeszcze inni chcą mnie podwieźć do centrum. Ludzie najczęściej stoją oddzielnie. Każdy na coś czeka. Więc co? Tramwaj mknie przed siebie. Miałem teraz opisać miasto, które widzę po raz kolejny. Miasto do którego wracam za każdym razem, gdy w moim życiu szykują się zmiany. Więc co? Spójrz, tutaj na lewo stoją starsze kobiety. Sprzedają owoce.

 

IMG_3477

 

IMG_0319

IMG_0493Wychodzę. Drzwi tramwaju zamykają się. Rynek. Czuć tutaj atmosferę wszechobecnej magii. Lwów ma to do siebie, że jest miastem na styku kultur. Biorę więc plecak i głodny przygody ruszam przed siebie.
Daj rękę, oprowadzę Cię po Lwowie. Omijamy kałuże, chodzimy brukowanymi uliczkami. Stoimy na rynku. Ktoś kiedyś powiedział, ze czuć tutaj atmosferę Harrego Pottera. I słusznie. Bo Lwów, a dokładnie rynek to miejsce rodem z Pottera. Idziemy przed siebie. Mijamy kaplicę Boimów, piękne kościoły i kamieniczki. Zatrzymujemy się co chwilę, by podziwiać lwowską secesję. Wchodzimy do kamienic, by zobaczyć jakie skarby w sobie kryją. Bo nie wiem czy wiesz, ale poznawanie Lwowa zawsze zaczyna się od perfidnego wchodzenia do kamieniczek. Pełno tam napisów, życia, prawdy, Ukrainy. Spotkać także można piękne stare schody. Wychodzisz do góry i coraz bardziej czujesz, że chcesz tu zostać.

IMG_0413

 

IMG_0132
Spójrz na prawo. To Opera. Główy punkt we Lwowie. To od niego wszystko się zaczyna i kończy. Centrum liczy się właśnie z tego punktu. Serce Lwowa. To tutaj słychać najpiękniejszą ukraińską muzykę, tę płynącą z ulicy. Idziemy dalej. Dochodzimy do targu. Starocie, krzyki, ludzie. Zauważamy, że jesteśmy jednymi z niewielu turystów we Lwowie. Życie tutaj toczy się spokojnie. Nie mówi się tu o wojnie. Szepcze się. Cichutko.

IMG_0331IMG_0189IMG_0196

IMG_0254

 

Zgubiliśmy się. Znów to zrobiliśmy. Moim problemem jest to, że nigdy nie potrafię się odnaleźć. Szliśmy do Katedry Ormiańskiej, a jesteśmy z wizytą u Mickiewicza. Patrzy na nas swoim kpiącym wzrokiem. Koniec języka za przewodnika i wreszcie jest. Katedra Ormiańska. Wchodzimy. Cisza. Nie mów nic. Poczuj tę atmosferę. Oglądaj. Czuj. Słuchaj śpiewów. Mieliśmy dzisiaj szczęście, bo właśnie odbywa się na podwórzu nabożeństwo. Pali się ognisko. Słyszymy śpiewy. Czy to nie dziwne, że jesteśmy we Lwowie, a czujemy się jakbyśmy byli w Armenii?
Teraz noc. Znów luty i zimno. Mróz z wiatrem ciągną ze wschodu i trzeba się opatulać. Ludzie nie mają pojęcia, że może być coś tak niezwykłego jak właśnie ten wschód. Ten zwykły, zapomniany wschód. Tutaj jest inaczej. Bo widzisz, na wschodzie dla ludzi nie istnieje wyraźny podział życia na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Tutaj przeszłość przenika się z teraźniejszością. Jedno wynika z drugiego. Staje się ciągłością. No więc wieje tak, jakby zaczynał się jakiś koniec świata. Znów noc. Znów Ukraina. Znów Lwów. Znów rynek. Po raz pierwszy tego roku Kryjówka. A właśnie! Koniecznie musisz odwiedzić to miejsce. Nie wiem gdzie ono się znajduje. Krąży gdzieś w przestworzach. Każdy musi sam je odnaleźć. Dam Ci podpowiedź, będąc na rynku szukaj numeru 14, wejdź w kamienicę i idź przed siebie. Zapukaj w drzwi i na hasło ‚Herojam Slava’ wejdź w świat magii. Świat przeszłości, świat do którego wchodzi się przez szafę. Oczywiście po wypiciu kielicha. Mocnego kielicha.
Jestem pewien, że tamtego poranka niebo miało kolor pastelowego błękitu. Siedzieliśmy w kawiarni, obserwowaliśmy ludzi. Piliśmy kawę po lwowsku. We Lwowie było cicho. Zupełnie cicho.
O! Teraz stańmy na chwilę. Mijają nas żółte marszrutki. Wchodzimy w jedną. Zaraz zapewne Cię zaskoczę. Wiesz, że w ukraińskich marszrutkach jak chcesz kupić bilet, a stoisz na samym końcu to podajesz pieniążek, krąży on po całej marszrutce, a później wraca do Ciebie bilet i reszta. To niesamowite. Żyłem na tym świecie 22 lata, ale w życiu czegoś takiego nie widziałem. W tramwajach toczyły się rozmowy. Nie było tu czystości i piękna. Była tu prawda.

IMG_0142IMG_0141
Nasz przystanek. Wysiadamy. Mkniemy w stronę Cmentarza Orląt Lwowskich i Łyczakowskiego. To miejsce jest tak barwne i wielopłaszczyznowe, że nieporównywalne z niczym. Niczego podobnego nie poczujesz. Pozwól, że nie będę więcej mówił o tym miejscu. Po prostu go poczuj.
Chodziłem. Przeglądałem. Czułem. Nie mogłem się nacieszyć obecnością takiego życia. Tak bliskiego, a jednocześnie tak oddalonego. We Lwowie długie godziny spędzałem w Domie Legend i na rynku Vynnykivskym. A ludzie uśmiechali się życzliwie. I mówili po ukraińsku.

IMG_0180
W końcu jednak wyruszyliśmy dalej. Pociąg Lwów- Kijów. Jeszcze tej nocy poznaliśmy dwójkę niesamowitych Ukraińców. Noc. Nasz wagon pełen jest rozmów. I właśnie wtedy uświadomiłem sobie, że Ukrainy nie da się zrozumieć. Jest to taki kraj, który wymyka się wszystkiemu i wszystkim. Przysypiałem i wyobrażałem sobie jak jestem już w Kijowie. A obrazy Lwowa powracały. Panował w mojej głowie taki piękny bałagan.
No i byłem. Kijów to zupełnie inny świat.

IMG_0498

Kiedyś, dawno temu wymyślałem sobie jak może wyglądać Kijów. Widziałem go jako miasto- wrota do wschodu. Do tej mistycznej krainy. I wiecie co? Tak właśnie było. Duży dworzec kolejowy. Masa ludzi. Od samego ‚Dzień dobry, Kijowie.’ czułem się podobnie jak w Moskwie. Szerokie ulice, każdy ma zamyśloną twarz. Tak jakby go nie było.Одеса2
Tyle już razy jechałem w stronę Kijowa i nigdy nie dojeżdżałem. Ale niech tamte nieudane próby przyjazdu tutaj umkną w przeszłość. Kijów. No właśnie, Kijów. Czułem się jak przybysz z innej planety. No bo porównując Warszawę z Kijowem to zupełnie inna planeta. Po pierwsze i najważniejsze- wysiadając na dworcu centralnym udajemy się do metra i jedziemy do samego centrum- stacja Hreszczatyk. Ale nie ma tak łatwo. W Kijowskim metrze nie istnieje coś takiego jak bilety. Kupuje się za 2hryvny niebieski żeton. Ileż trzeba było się namęczyć by rozszyfrować jak działa ta cała machina. Ale nie odchodźmy od tematu. Kijów. Ciągle i niezmiennie Kijów. Kijów- stolica złotych kopuł.

Byłem w Kijowie ledwo od paru godzin, a czułem się jakbym chodził latami po tym mieście. Wszystko było po prostu większe. Większe ulice, więcej ludzi, większy syf, większe nadzieje. I tak, odpowiem na Twoje kolejne pytanie- wyczuwalna jest tam wszechobecna wojna. Ludzie z jednej strony siedzą w kawiarniach, kupują ciuchy, jedzą obiady. Żyją. Z drugiej strony widuje się historie gdy przed Ławrą Peczerską stoją płaczące kobiety modlące się o dusze swoich synów, którzy giną na wojnie. Dużo tu także przyjezdnych z terenów, gdzie teraz są najgorsze walki.

 

 

 

 

Київ1

 

SONY DSC
Stoję przed Soborem Mądrości Bożej i dostaję wiadomość. Na Ukrainie mają ogłosić stan wojenny. A ja jestem w połowie mojej podróży. Połowa wszystkiego. Wreszcie jest mój ukochany Kijów. Wreszcie. Miesiąc temu chodziłem po mieście w myślach, dzisiaj tutaj byłem.  Rozmyślałem nad Ukrainą. Wyobraźnia nie dostarczała żadnych obrazów. Tak po prostu. Pustka. Pustynia. Nic.
Kijów to miasto, gdzie można poczuć atmosferę tej pradawnej Rusi. Ilekroć miałem czas zatrzymywałem się przed Monastyrem Michała Archanioła.

Lubiłem obserwować tam ludzi. Każdy przychodził ze swoją własną historią. Każdy miał cel. Podobnie było zresztą z Ławrą Kijowsko-Peczerską. To kilka miejsc, które będąc w Kijowie koniecznie trzeba zobaczyć. Przyglądam Ci się, Kijowie. Przede mną Dniepr, za mną cerkiew św. Andrzeja, a gdzieś w tle stare kamieniczki. Obserwuję. Pozwalam sobie na luksus wnikania w miasto. Tutaj można być sobą. Wschód daje ten  luksus, by obudzić w sobie głęboko skrywane emocje. Ale co to- deszcz!
Skądś to wszystko znałem- chustki na głowach, pęd miasta, ciche głosy, rozmowy i oczekiwanie. Ten czas, który trzeba było przeczekać. Tutaj, na Majdanie każdy czeka. Pierwsze nasze spotkanie było straszne. Na ciele miałem gęsią skórkę. Nie mogłem zebrać myśli. Nie mogłem sobie wyobrazić, że stoję w miejscu w którym zginęło tyle ludzi. Nie mogłem. Stałem i patrzyłem. Tak po prostu. Zniknęło wszystko. Ten moment, gdy zaczął wiać wiatr, starsza kobieta zaczęła czytać poezję i ludzie, którzy czekali, modlili się, żyli na zawsze zostanie we mnie. Wystarczały same obrazy. Wystarczyło stać i pozwolić, by noc nas porwała. Nic więcej. Nie mogłem oderwać wzroku od tych, którzy zniknęli w ciemnościach.

  Wszystkie kijowskie kawiarnie tego poranka pachniały podobnie. Parzono kawę, gotowano. Dla mieszkańców Kijowa zaczynał się nowy dzień. Dla mnie był to dzień pod znakiem Ławry Kijowsko-Peczerskiej. Dzień pod znakiem Dniepru. Na balkonach kobiety wieszają pranie.

Spełnienie marzeń zawsze przynosi coś niespodziewanego. Milczę. Sprawa jest skomplikowana. A więc uwierz, Misza. Jesteś w Kijowie. Siedziałem gdzieś w okolicy Ławry Kijowsko-Peczerskiej, Dniepru. W tle stał pomnik Matki Ojczyzny. Wiatr niemiłosiernie wiał. Oglądałem złote kopułki Kijowa, oglądałem Dniepr i ludzi. Wnikałem i starałem się zachować w sobie wszystkie te obrazy. Mając je tuż obok już czułem do nich tęsknotę. Będzie jak w amerykańskim filmie. Choć raz. I jakoś się skończy. Zawsze jest muzyka i napisy.

SONY DSC
I skończyło się. Przyszła noc, zabrała mi Kijów. I znów byłem w nocnym pociągu. Znów toczyły się nocne rozmowy. Wieczorami patrzyłem na Kijów. To miasto powrotów. A teraz? Teraz moje myśli krążyły koło wszechobecnej wojny, a ja jechałem na Bukowinę.

Wydawało mi się, że na chwilę podchwyciłem jego wzrok. Patrzył na mnie nieobecnie tak. Patrzył w sposób taki, jakby chciał podejść. Wybiła 5:57. Czerniowce. To tu wysiadamy.

Чернівці2
Zapomniałem już o miejscu z którego przybyłem. Mocno ścisnąłem plecak i tocząc walkę na śmierć i życie postanowiłem przedostać się na drugą stronę ulicy. Myślę, że w tej sferze mógłbym się dużo nauczyć od Ukraińców. I znów w moim życiu wygrał przypadek. Jak zawsze. Spotkałem samotnego taksówkarza. Podszedłem i chcąc utargować jak najtańszy przejazd siedziałem już w jego taksówce. Jechaliśmy z dworca PKP do dworca autobusowego. Nigdy nie biorę taksówek i zawsze unikam tego środku transportu, ale jadąc w 3 osoby jedną taksówką rachunek wyszedł mniejszy, niż autobusem, a i pomogłem facetowi. A właśnie, opowiem Ci historię. No więc historia zaczyna się na dworcu pkp w Czerniowcach. 6 rano. Stoi samotny taksówkach. Podchodzimy do niego. Wiezie nas na dworzec autobusowy skąd mamy marszrutkę do Chocimia. I teraz dzieje się coś niezwykłego. Zauważam, że ma powyginane palce. Nieśmiało pytam co się stało. Otóż pan Oleksandr pracował przez całe swoje życie w Holandii przy budowie dróg. Pracował, by utrzymać rodzinę. Pracował, by jego syn, który wówczas studiował w Kijowie dostał solidne wykształcenie. Dzisiaj wrócił. Jeździ taksówką. Syn się nie odzywa. Czasami przyjeżdża na święta. Powyginane palce zostały. Wiara w syna została.
O! O! Moje myśli stanęły nagle jak wryte. To stąd odjeżdżają marszrutki do Mołdawii i Rumunii. Patrzą na nas jak na zachodnich turystów. Zasięg mam mołdawski. Kobiety obładowane torbami zmarznięte czekają aż przyjedzie ich autobus do Kiszyniowa. Mołdawsko tu. Czuć, że Bukowina to styk Ukrainy, Rumunii i Mołdawii. Uwielbiam takie miejsca. To nie był zwykły dworzec autobusowy. A pani, o ta, w czarnej kurtce 35 raz krzyczy: ‚pierożki, pierożki’. Autobus nadjeżdża. Ruszamy w drogę.

Chocim. Za horyzontem droga się urywa. Wiedziałem, że gdybym szedł krok w krok za wyznaczoną trasą to i tak bym zbłądził. Jak zawsze wiedziałem, że jak pójdę w miejsca których nie ma na mapie, to odnajdę coś czego nie szukałem. Lubię ten moment zaskoczenia. I tak też się stało. Chocim i jego rzeka Dniestr Aż westchnąłem z zachwytu. Sama twierdza wrzucona w krajobraz Dniestru i natury robiła niesamowite wrażenie. Obejrzenie jej to punkt obowiązkowy, ale schodząc w dół zobaczycie drewniany most. Nieco stary. Przysiadłem i zacząłem czytać. Sam nie wiem kiedy, ale straciłem poczucie czasu. Wiatr jak oszalały wiał. W powietrzu było słychać krzyki ptaków. Chocim…Po powrocie do Polski będę miał najdłuższą szyję na świecie i szerokie oczy. W Chocimiu ciągle coś mnie zaskakiwało. No właśnie. Czy powiedziałem zaskakiwało?
Stoimy na zapomnianym przez ludzi mini dworcu autobusowym. Nie możemy kupić biletu do Czerniowiec. Pani z kasy rozmawia przez telefon. Czekamy. Czekamy kolejne 15 minut. Śpiewam w myślach. Skoczę, Chrząkam. Czekam. I jeszcze troszkę czekam. Kończy. Kupujemy bilet. Wsiadamy do rozwalającego się autobusu. Przed nami stepy. Obok nas stepy. W tle Czerniowce.

Czerniowce to chyba najbardziej zdumiewające miejsce, jakie można sobie wyobrazić. Chyba nic nie jest takie, jakie się wydaje. Podczas tego dnia dziwiłem się na każdej chwili. Umierałem z zachwytu gdy widziałem Uniwersytet w Czerniowcach, uśmiechałem się do siebie, gdy siedziałem na ulicy Olgi Kobylańskiej i obserwowałem ludzi, słuchałem uważnie, gdy rozmawiałem z ochroniarzem ze sklepu obok Opery. On także miał polskie korzenie. Przyjeżdżał w czasach młodości do Polski. A zaczęło się już tego poranka gdy wszystko było w mgle. W tym mieście nie zaczyna się od początku. W tym mieście się po prostu żyje.

IMG_0308
Ale teraz zima. Mroźna zima. Siedzę na Bukowinie gdzieś pomiędzy Rumunią, Mołdawią i Ukrainą. Zasięg łapie mi mołdawski. Zupełnie nie wiem gdzie jestem. W sensie siedzę na dworcu w Czerniowcach, ale jest tu inny wymiar. Na myśl przychodzą mroczne opowieści o wilkach, duchach i zmorach. Moja podróż dobiega końca. Zaraz wsiądę w pociąg do Lwowa, konduktor da mi pościel, zasnę i obudzę się już w samym Lwowie. Tym Lwowie od którego wszystko się zaczęło. Stamtąd tylko chwilka, chwilunia i już- będę w domu. Będę w Polsce.

IMG_1563

 

 

 

Posted in Reportaże z Ukrainy.